25 grudnia 2009

Marudzenie, Quentin i Recenzja

Jest co najmniej  kilkanaście wyświechtanych zwrotów, którymi powinienem otworzyć ten wpis. Zaczynając od "To musiało się kiedyś stać",  poprzez "Do tej pory nie chciałem tego zauważać", aż po "Nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie". Mógłbym spokojnie rzucić k10 i wybrać coś odpowiedniego, ale mi się nie chce. W ogóle nie chce mi się wybierać wstępu. Nie chce mi się też wymyślać. Po prostu mi się nie chce... pisać o RPG.


Od ostatniego wpisu, wypociłem z siebie kilka nędznych wstępów do nowych tekstów, ale żaden nie wyszedł poza pierwsze dwa akapity. Czemu? Przyczyn mogę wymienić kilka, lecz jedna, najważniejsza sprawia iż nie ma sensu wymieniać pozostałych. RPG mnie już nie bawi. Miejsce RPG obecnie zajmuje PiS.






Poker
3 razy bardziej wolałbym pisać o Pokerze, zrelacjonować tegoroczny WSOP, poopowiadać o paru wybitnych graczach, zanalizować zjawisko e-hazardu, poprzytaczać kilka anegdotek i ciekawostek a przede wszystkim przybliżać ludziom piękno gry w karty.  Ale za słaby w to jestem aby zabierać głos wśród bardziej wyspecjalizowanego środowiska, a tutejsze nie tego oczekuje. Lecz tak, Poker na dzień dzisiejszy ma w moim co dziennym dniu większe znaczenie niż RPG. Znalazłem kilka fajnych trybów gry, gdzie za rozsądne pieniądze można trochę się pobawić i sobie pykam. W sumie to umoczyłem w ciągu ostatnich kilku miechów w Pokera więcej niż wydałem na podręczniki do RPGów przez całe życie (choć trzeba przyznać, że nie mam zbyt wielu podręczników w domu :))


Siłownia
10 razy bardziej wolałbym pisać o mułowni, rzeźbieniu brzucha, treningach na masę, filozofii zdrowego odżywiania i rozsądnej suplementacji. Nieliczni czytacze, którzy mieli okazję poznać mnie na żywo wiedzą, że duży nie jestem. A, że ciężko być małym pewnie też nie trzeba was przekonywać. W ciągu ostatniego roku zaczepiono mnie (lub mnie ze znajomymi) na ulicy 5 razy, z czego raz straciłem w ten sposób telefon, raz mój kumpel skończył na chodniku i raz musiałem zbierać swoje okularki z ulicy. Narastający stan irytacji doprowadził mnie na siłownie, gdzie od 4 miesięcy spędzam ok 7-8 godzin tygodniowo, oraz na zajęcia Krav Magi, które na czas zimy wstrzymałem do czasu aż nie będę musiał przekopywać się przez zaspy po ciemku. Nie mniej, siłownia w chwili obecnej stała się dla mnie priorytetowym sposobem na spędzanie wolnego czasu. Przestałem czytać forum Poltera, przerzuciłem się na forum kulturystyczne. Skończyłem czytać artykuły okołorpgowe, zagłębiając się w Men's Health, czy Kulturystykę i Fitness. Porzuciłem lekturę rpgowych blogów, na rzecz porad żywieniowych. Siłka daje mi masę frajdy i satysfakcji i mając do wyboru pograć sesję Młotka lub pokatować trochę bica, nie waham się ani chwili.


Co o tym myśleć?


Zawsze wydawało mi się, że przestanę grać w RPG, ponieważ nie będę miał na to czasu. Praca, rodzina, kredyt do spłacenia, dzieci do wychowania, etc. a tym czasem co? Nie gram bo mi się już po prostu nie chce. I chwała za to!


Nie grać, a chcieć, to musiałoby boleć. Jak czytam "zdesperowanego" Khakiego to aż zęby mi zgrzytają, jak musi temu gościowi brakować fajnych sesji lecz w duchu chcę odetchnąć - uff, jak dobrze, że ja tak nie mam. To idealny sposób na przerwę (koniec?) z RPG. Nie mogę sobie niczego wypominać, nie mogę narzekać, nie mogę się wkurzać na niezależne ode mnie czynniki. Ot znudziło mi się i mogę przerwać Forrestowy bieg.


Brak ochoty


Swoją drogą, zastanawiam się  na  ile przerwa z RPG  wiąże się z moim brakiem ochoty a na ile z brakiem ochoty reszty graczy? Bo powiedzmy sobie szczerze, na sesji RPG musi być co najmniej jedna osoba prawdziwie zaangażowana. Taki hmm organizator, który nakręca zabawę i wprowadza innych w odpowiedni nastrój. Bez takiej osoby żadne spotkanie/impreza nie ma szansy na sukces. Zwykle to mi, jako Mistrzowi Gry się chciało. To ja byłem tym zaangażowanym. Ja przygotowywałem fabułę, dopracowywałem szczegóły, nakręcałem się i... co tu dużo mówić, po prostu mi zależało. Teraz mi nie zależy. Nikomu poza mną także nie zależy. Ciekawe na ile zależało innym wcześniej? Mam jeszcze jednego gracza, któremu kiedyś zależało, a któremu od dłuższego czasu także  już nie zależy. Razem jakoś się uzupełnialiśmy. Raz ja miałem ochotę pociągnąć sesję, raz on i zawsze był ktoś kto chciał by sesja się kręciła. Pozostali kumple to świetni gracze, ale nie oszukujmy się, traktują RPG czysto dorywczo, nie poświęcają mu uwagi ani  czasu poza samą sesją, nie da się ich zmotywować nawet do napisania historii przed grą, nie ma więc mowy o "ciągnięciu" zabawy, gdy pozostałym się nie chce.


Czy to oznacza, że jakby mi się z powrotem chciało, to można by ponownie ciągnąć fajne spotkania? Być może, ale... mi się nie chce, więc po co się nad tym zastanawiać.


Co dalej?


Ostatnią rzeczą, która (na dzień dzisiejszy) jeszcze mnie kręci w RPGach są scenariusze. Mam jeden, stary na najnowszego Quentina, ale postaram się przygotować jeszcze coś ekstra. Mam w głowię kilka pomysłów, będzie trzeba je jakoś wyklarować... a co tam


Quentinowy spoiler


Mam pewną koncepcję. Gracze wcielają się w zespół reporterski jakiejś kiczowatej telewizji - jeden z graczy jest "kamerzystą", drugi "reporterem"  a trzeci - tu kilka możliwych opcji - w bardziej "indie opcji" trzeci gracz jest "wszystkimi NPCami", z którymi  robi wywiad "reporter" - w bardziej konserwatywnej wersji trzeci jest "producentem" lub "informatorem" a w wersji minimalistycznej nie ma trzeciego gracza (jest tylko kamerzysta, reporter i Mistrz Gry). Przygoda miałaby formę reportażu z pewnego niecodziennego zdarzenia, które ma miejsce, zaś mechanika byłaby zbudowana specjalnie pod tą formę zabawy. Np. "kamerzysta" odpowiada za narrację miejsc i tylko on może mówić "co widać w planie", "reporter" odpowiada za przebieg rozmów i reakcję filmowanej postaci, "NPCe - lub MG" odpowiadają za ludzi z którymi  przeprowadzane są wywiady. W pewnych sytuacjach gracze mogliby się zamieniać - np. gdy zaistniałe zdarzenie skutkuje upuszczeniem kamery przez "kamerzystę", "reporter" może podnieść ją i wtedy on  przejmuję narrację nad otoczeniem. Nie mniej sedno scenariusza byłoby takie, że gracze opisują wyłącznie to co uchwyci kamera. Tak przynajmniej od strony technicznej miałoby być.


Od strony fabularnej trzeba wymyślić porywającą historię o której  można  robić reportaż na żywo, a ataki Godzilli, inwazje kosmitów, zbuntowane maszyny, zombie, czy klasyczne polowanie na seryjnego mordercę odpadają. Skłaniam się ku intrydze, w którym grupa naukowców odkrywa dowód na istnienie Boga. Taki alternatywny świat odpowiadający na pytanie "Co by się stało, gdyby ludzie nawiązali kontakt z Bogiem". Fabuła przeplatałaby ze sobą trochę teologiczno-filozoficznych dyskusji (w formie wywiadów), trochę dziennikarskiego śledztwa, trochę fantastyki i mistyki gdzie każdy z uczestników zabawy mógłby dorzucić co nieco swoich wyobrażeń i przemyśleń.


Oczywiście wszystko jest w fazie porządkowania w głowie, nie  mniej ciśnie mnie aby zacząć nad tym dłubać na poważnie.


Koniec spoileru(a?)


Tak to by mniej więcej mogło wyglądać, ale droga długa i kręta, nie mniej to chyba jedyna forma związana z RPG, która daje mi jeszcze radość i szczery fun.


Na zakończenie recka


Ok, na koniec przydługiego marudzenia i nierealnego marzycielstwa zostawiam was z dzisiaj  opublikowaną na Orbitalu recenzją Molocha: UzMM. Polecam, zwłaszcza, że mnie  tam chwalą a lubię jak mi się  głaszcze (głaska?) ego :)

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy wpis. Dzięki za szczerość.
    Furiath.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Swoją drogą, zastanawiam się na ile przerwa z RPG wiąże się z moim brakiem ochoty a na ile z brakiem ochoty reszty graczy? Bo powiedzmy sobie szczerze, na sesji RPG musi być co najmniej jedna osoba prawdziwie zaangażowana.]

    Miałem ochotę rzucić prowadzenie i pewne całe rpg już dwa lata temu, bo nie chciało mi się jako jedynej osobie zapierniczać przed sesją po kilka godzin. Może będę nudny, ale wtedy przyszły do mnie indiasy, ale z nimi też ludzie na skype, którzy sami byli bardzo zawzięci aby grać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm

    @Darken

    Tu nie chodzi o to, że ja czuję, że zapierniczam po kilka godzin a inni przychodzą na gotowe, bo zazwyczaj tak nie jest. Lubię się przygotować, ale moje przygotowania za czasów "świetności" mojego RPG (jakieś 1,5 roku temu) nie zajmowały zwykle więcej niż 20-30 minut przed sesją, a zdarzały się świetne sesje w których przygotowywałem się już podczas spotkania wymyślając przygodę w chwili gdy gracze robili postacie i i tak było super.

    Po prostu wtedy mi się chciało o czymś opowiadać na sesjach. Miałem jakiś koncept, coś co chcę zrealizować i ciągnąłem innych by im to pokazać, oni to kupowali i razem jakoś fajnie się uzupełnialiśmy.

    Teraz nie chcę niczego nikomu pokazywać. Pewnie po prostu się wypaliłem z pomysłów i trzeba kilka miechów odetchnąć, dać się na nowo zainspirować.

    Najdziwniejsze jest jednak to, że mam jeden, naprawdę moim zdaniem fajny scenariusz, który jest czymś nieco innowacyjnym, a mimo to nie chce mi się go prowadzić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. aha, czyli zupełnie inny problem niż mój. :)

    OdpowiedzUsuń